W drugim secie sobotniego meczu miejsce miała sytuacja, kiedy po udanej akcji Karola Kłosa punkt powędrował na konto częstochowian. Wszystko za sprawą błędu w szeregach Politechniki. Na boisku pojawiło się czterech obcokrajowców.
Do pomyłki przyznał się szkoleniowiec stołecznych siatkarzy i uniknęliśmy tym samym spornych sytuacji, jakie miały ostatnio miejsce na meczu pomiędzy Skrą Bełchatów i Jastrzębskim Węglem.
„To jest ten moment, kiedy człowiek myśli i zastanawia się jak to taktycznie ułożyć. Był przygotowany już nasz środkowy Tepling, a by zmienić Gladyra na lewej stronie. Przewaga była taka, że w zasadzie mogłem spokojnie go zmienić. Set toczył się bardzo szybko. Troszkę się zdrzemnąłem, a efekt był właśnie taki. Ale to ja poszedłem i przyznałem się do błędu, żeby uniknąć sytuacji, że ktoś próbował oszukiwać Przyznałem się do błędu i wtedy poprosiłem o zmianę. Zrobiłem to zgodnie z regulaminem, z przepisami. Było to moje niedopatrzenie.” – relacjonował po spotkaniu Mazur.
Szkoleniowiec nie robi jednak tragedii z popełnionego błędu. Nie wpłynął on na wynik pojedynku, ale przyniósł dodatkowe emocje. Po spotkaniu Ireneusza Mazur tryskał dobrym humorem i cieszył się, że jeszcze jedne dzień dłużej zostaje w Częstochowie.
„Była to drzemka z błyskawicznym przebudzeniem, ale tak to jest. Dzięki temu na atrakcyjności zyskał mecz. Troszkę nabrało to rumieńców i dobrze. W każdym bądź razie tak się zdarza. Można zrobić taki ruch celowo, nawet narażając się na jakieś sędziowskie ostrzeżenie. Ale jeśli nie ma się przerwy, a ja jej wtedy nie miałem to. Mogłem dokonać zmianę i wtedy byłoby cicho, być może nikt nie dopatrzyłby się błędu.” – dodał.