Przedstawiamy drugą część wywiadu z Krzysztofem Kułakiem, w której weteran polskiego MMA zdradza kulisy działania Adrenaliny Częstochowa.
Paweł Kowalik: Jak zaczęła się, Twoja kariera, nie tyle w MMA, co ogólnie w sportach walki?
Krzysztof Kułak: Zacząłem chodzić na judo do Czarnych Bytom. Zawsze mi jednak brakowało szerszego wachlarza technik i uderzeń, więc zacząłem trenować w bytomskim klubie jiu-jitsu. Później zacząłem jeździć na jiu-jitsu do Budowlanych Sosnowiec, Potem był kickboxing. Już w Częstochowie zacząłem trenować zapasy i boks. W 2003 roku pojechałem na zawody jiu-jitsu, a okazało się, że to zawody MMA w klatce.
Skąd wziął się pomysł by założyć klub?
Zawsze chciałem prowadzić zajęcia sportowe. Zrobiłem papiery instruktorskie w judo i jiu-jitsu. Kiedy przeprowadziłem się do Częstochowy zacząłem pracować na Politechnice Częstochowskiej jako instruktor, ale uczelnia nie chciała dalej kontynuować współpracy. Wtedy z kilkoma osobami założyliśmy stowarzyszenie sportowe i zaczęliśmy prowadzić klub. Oficjalnie istniejemy od 2005 roku.
Jak wyglądały początki Adrenaliny?
Z początku była to grupa fanatyków, kibiców MMA. Zaczęliśmy trenować, jeździć na seminaria i obozy do innych klubów. W 2004 roku byłem na wszystkich obozach sportowych w Polsce, na które mogłem pojechać. Byłem na zapasach, boksie, jiu-jitsu czy muay-thai. Z czasem to wszystko nabierało kształtów i tak powstała Adrenalina.
Ty, jako trener, na co kładziesz największy nacisk?
Uważam, że najważniejsza jest wszechstronność. Może dlatego, że sam jestem wszechstronny. Czy w stójce, czy w klinczu nie mam może jakichś super umiejętności, ale w każdym elemencie walki umiem się odnaleźć i dostosować się do przeciwnika. W Adrenalinie właśnie na to stawiam. Trenujemy technikę i kondycję, a także pracujemy nad psychiką zawodnika.
Z kim ze swoich podopiecznych wiążesz największe nadzieje?
Ja i inni trenerzy Adrenaliny nie koncentrujemy się na jednostkach tylko grupy są prowadzone równomiernie. Oczywiście są chłopcy, którzy mają więcej zapału do pracy. Są to młodzi zawodnicy po 17, 18 lat i myślę, że w przyszłości będą z nich dobrzy zawodnicy.
W jakim wieku najlepiej zacząć treningi?
Typowe MMA można zacząć trenować w wieku 14-15 lat. Wcześniej można chodzić na judo lub zapasy, które są ogólnorozwojowe. Odradzałbym za to karate, które usztywnia. Nie polecam też siłowni od najmłodszych lat. Na siłownie czas przyjdzie koło 20 roku życia, kiedy kości i stawy są już rozwinięte.
14 lat? Jak namówić matkę 14-latka, żeby pozwoliła synowi uprawiać sporty walki?
Zaprosiłbym ją na trening. Pierwsze pół roku, to nawet nie jest MMA w czystej postaci, tylko boks i jiu-jitsu. Nie ma sparingów, uderzeń w parterze. Młodzież na treningach miło spędza czas, dobrze się bawi. Przez 5 lat istnienia nie było przypadku, żeby komuś stała krzywda. Oczywiście są skręcenia kostek czy wybite palce i złamane nosy, ale to już w starszych grupach, gdzie zawodnicy zakładają rękawice do MMA i zaczynają sparować między sobą.
W klubie trenują też dziewczyny. Jak zapatrujesz się na żeńskie MMA?
W Polsce nie jest to jeszcze dobrze rozwinięte, ale na świecie już tak. Dowodem są zawodniczki jak Gina Carano, czy Cris Cyborg, które są bardzo dobre zawodniczkami i poważnie bałbym się z nimi stanąć w ringu. Dziewczyny, które u nas trenują dają sobie radę, są w klubie od pół roku. Na nabór przychodzi 50-60 osób, po miesiącu zostaje 30 osób, po trzech miesiącach zostaje 15 osób i to jest grupa, która zostaje. Iluś tam chłopaków już odpadło, a one się trzymają. Jeśli potrenują jeszcze rok, to będzie je można wystawić w zawodach. Kobiety mają generalnie większą odporność na ból niż faceci.
To ciekawe, bo raczej wydawało się, że to faceci bardziej nadają się do sportów walki.
Kilka lat startowałem w jiu-jitsu semi-contact, gdzie nie można było mocno uderzać. Nawet sędziowie już musieli przestać zwracać uwagę na to, że dziewczyny mocniej uderzają i są bardziej zacięte. Tak już jest. My raczej nie znieślibyśmy bólu rodzenia dzieci (śmiech).
Kolejne miasta organizują gale MMA dla mniej lub bardziej znanych zawodników. Myślałeś o organizacji takiej gali w Częstochowie?
Uważam, że jeśli człowiek za coś się bierze, to trzeba to zrobić naprawdę fachowo. Generalnie nie ja i nie Adrenalina, ale ogólnie Częstochowa musi być gotowa do zrobienia takiej gali. Jestem sędzią na większości gali w Polsce, oprócz KSW, i widzę jaki to jest trud. Ja sam w tym momencie nie zdecydowałbym się zorganizowania takiej gali.
Jak przekłada się wzrost popularności MMA w Polsce na działanie klubu?
MMA jest teraz modne i mam nadzieję, że ta moda nie przeminie. Jest to przekrojowy sport, który łączy wszystkie style walki. MMA kiedyś znane było jak Pankration w starożytnym Rzymie, a mam nadzieję, że współcześnie MMA będzie w dalszym ciągu znane i trenowane. Przynajmniej dopóki żyję.
Wybiegasz myślami dalej? Co po KSW?
Nie. Mój świat zamyka się na KSW. Na ostatnie dwa tygodnie przygotowań jadę do Olsztyna do zaprzyjaźnionego klubu, bo nie można być jednocześnie trenerem i zawodnikiem. To już nie te czasy. Myślę tylko o walce 7 maja, a później dopiero będę musiał nadrobić zaległości na uczelni.
Jak udaje Ci się łączyć to wszystko ze studiami?
Właśnie kończę drugi kierunek w Katowicach. Jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej, a nie jest to łatwe w takim natłoku spraw. Doba ma za mało godzin. Niejednokrotnie muszę się wspomagać innymi zawodnikami, którzy pojadą za mnie na zawody. Fajnie byłoby czasem poleżeć i odpocząć w weekend, ale studiuję zaocznie i na to też nie mogę sobie pozwolić. Jednak nie narzekam, przecież inni ludzie też pracują cały dzień. Każdy sam jest kowalem swojego losu.
Liczysz na obecność kibiców i znajomych z Częstochowy?
Organizujemy wyjazd autokarami jako stowarzyszenie. Liczę też na kibiców ze Śląska, bo przecież pochodzę z Bytomia i całe życie spędziłem na Śląsku. Mam nadzieję, że ludzie, którzy przyjdą będą mi kibicować.
Jakie uczucia towarzyszą przy wejściu do ringu?
To mieszanka uczuć. Przez głowę przebiega tysiące myśli. Z jednej strony poczucie spełnienia, że po trzech miesiącach przygotowań można wyjść do ringu i zrobić swoje. Z drugiej strony jest strach przed tym, że wydarzy się coś niespodziewanego co zniweczy całą pracę. Nie potrzebuję się wyciszać w dniu walki. Jestem raczej wesoły, żartuję, trochę uszczypliwie. Wyciszam się tydzień wcześniej, gdy jeszcze analizuję wszystko.
Jaki jest Krzysztof Kułak prywatnie?
Dużo pływam, jestem ratownikiem, biegam, ale to gdzieś wiąże się z treningiem kondycyjnym. Gram w pokera Texas Hold’em, chodzę do teatru, kina. Lubię też zahulać z dziewczynami na dyskotece (śmiech)