Nietęgą minę miał po meczu ze Stelmetem Falubazem Zielona Góra menadżer częstochowskiej drużyny – Jarosław Dymek. Nie ma mu się zresztą co dziwić, ponieważ włókniarze po pierwszych dwóch niezłych meczach tym razem polegli z kretesem ulegając zielonogórzanom 32:58.
Fotorelacja ze spotkania autorstwa Waldemara Deski
– Trzeba się będzie lepiej przygotować do kolejnych meczów i liczyć, że taki mecz nam się już nie powtórzy. Potrenujemy starty, ponieważ szczególnie w tym elemencie ustępowaliśmy zielonogórzanom. Lekarstwa, które na kręgosłup brał Rafał Szombierki mogły spowolnić jego reakcje na starcie. Daniel Nermark słynący z błyskawicznych wyjść spod taśmy też nie był aż tak perfekcyjny w tym elemencie – stwierdził po spotkaniu opiekun biało-zielonych.
– Myślę, ze wrócimy do tej dyspozycji z pierwszych meczów i dalej będziemy bawić publiczność. Dziś było kilka fajnych wyścigów, ale to było za mało by powalczyć o wygraną. Najmniejsze zwycięstwo z Tarnowem biorę w ciemno, bo dość mamy ładnych porażek. Falubaz sprawił nam tęgie lanie, mam nadzieje że za tydzień w poniedziałek zobaczymy inny Włókniarz – dodał z nadzieją w głosie.
– Podopieczni trenera Cieślaka pokazali, że nie bez powodu się o nich mówi, iż wygrają ligę w tym sezonie. Olbrzymia liczba defektów w naszym zespole sprawiła, że w pewnym momencie z zawodników zeszło powietrze. Zupełnie inaczej się walczy kiedy mecz jest na styku – próbował usprawiedliwiać swoją drużynę Jarosław Dymek.