W ostatni piątek w Magazynie Sportowym Tempo, dodatku do Przeglądu Sportowego, ukazał się artykuł o Krzysztofie „Krisie” Kolanusie, 25-latku z Częstochowy, który zawodowo skacze do wody. Zapraszamy do lektury.
Lot trwa zaledwie trzy sekundy. Wypełniają je ewolucje – salta i śruby. W taflę wody uderza się z prędkością dochodzącą do 100 km/godz. Normalny człowiek, patrząc z 27 metrów w dół, jest przerażony. Wśród kilkunastu śmiałków, którzy z takiej wysokości skaczą do wody jest jeden Polak, 25-latek z Częstochowy.
Kolega, który na Filipinach uczył mnie skakać, sam próbował to robić z 30 metrów. Zrobił cztery salta z półobrotem w pozycji półłamanej, ale miał trochę rozwarte nogi przy wejściu i rozjechały mu się pod wodą. Kości wyskoczyły z miednicy. Dziś ma blizny, wygląda, jakby go ugryzł rekin. Woda jest jak beton. Pewnie obliczano, z jaką siłą wchodzimy do wody, ale ja nawet nie chcę tego wiedzieć. Skaczę, bo lubię, zawsze skakałem, nie miałem wyjścia – mówi Kolanus. „Kris”, bo tak go nazywają (w młodości miał pseudonim Kolagen), zawodowo skacze do wody z wysokości w chińskim cyrku.
Rozrywka dla Chińczyków
W 2007 roku spędziłem półtora miesiąca w Arabii Saudyjskiej, oczywiście skacząc na przedstawieniach do wody. Później pojechałem do Anglii, ale pracowałem jako barman i kelner. Wróciłem do skoków. Pół roku w Niemczech, chwilę w Polsce, kwartał na Filipinach i ostatnie dwa lata w Chinach – wylicza młody chłopak z Częstochowy.
W Chinach, dokładnie w Kantonie, pracuje w wielkim parku rozrywki. Jego cyrk codziennie odwiedza 5–8 tysięcy ludzi. Kris skacze z bardzo wysoka. – Wokół sceny płynie rzeczka, a w środku jest basen. Najpierw trwają tańce, a w przerwie stawiają konstrukcję z trampolinami i nadchodzi nasz czas. Finał to skok z 25 metrów. W jednym show występuje nas sześciu. Różne są tematy tych przedstawień. Byliśmy piratami, pingwinami i tak dalej. Są śmieszne skoki. Tylko koniec bardziej ekstremalny – opowiada. Do Polski przyjechał kilkanaście dni temu. Na chwilę, odwiedził najbliższych i ruszył do Francji, gdzie w La Rochelle wziął udział w zawodach Red Bull Cliff Diving. Tam zawodnicy skakali z 27 metrów.
– Mój tata jest trenerem skoków do wody, mama też była. Miałem 5 czy 6 lat, kiedy zacząłem skakać. W sumie nie było wyjścia. Całe życie ze skokami. Tylko w Polsce ta dyscyplina… może jeszcze raz się narodzi. Będą mistrzostwa świata juniorów, więc może coś się poprawi. 20 lat temu było kilkanaście klubów, a dzisiaj została Warszawa, Częstochowa, Rzeszów, Katowice. To wszystko. W Częstochowie można było skakać z 5 metrów. W Warszawie mają dziesięciometrową wieżę. Byłem w kadrze, ale kiedy miałem 16 czy 17 lat zrezygnowałem. W wieku 19 lat wróciłem, ale ostatecznie wyjechałem do pracy skakać na przedstawieniach. Nie myślę już o igrzyskach olimpijskich. Rzuciłem ten sport w formule olimpijskiej dawno temu – mówi Kris.