Od jubileuszu 90-lecia Rakowa Częstochowa mija już prawie tydzień. My prezentujemy Państwu wywiady z trzema bardzo ważnymi postaciami w historii Rakowa: Janem Spychalskim, Sebastianem Synoradzkim oraz Witoldem Synoradzkim. Zapraszamy do lektury!
Jan Spychalski : Troszeczkę byłem zaskoczony, że taka impreza powstała dzięki Panu Jurkowi Brzęczkowi oraz włodarzom Rakowa Częstochowa. Jest to sympatyczne, że ostatni raz widzieliśmy się w 2004 roku z okazji 10-lecia awansu do pierwszej ligi. Rozegraliśmy wtedy sparing z ówczesnym Rakowem.
Tych meczów w swojej karierze zapamiętałem bardzo dużo. Były spotkania lepszi i słabsze, były awanse jak i spadki. Napewno mile wspominam awans do drugiej ligi a później do pierwszej. To były duże osiągnięcia jak i dla Częstochowy jak i dla kibiców. W tym mieście zapotrzebowanie na piłkę jest, tylko wydaje mi się, że teraz troszeczkę Raków podupadł. Wiadomo, że najważniejsze są finanse i jeśli tutaj nie pomoże miasto klubowi to będzie naprawdę trudno.
Wielkim błędem, jaki został popełniony to ten, że cały czas głównym sponsorem Rakowa Częstochowa była ISD Huta Częstochowa. Gdyby było kilku sponsorów, to te finanse można byłoby można rozłożyć na kilka podmiotów. Tak samo i Huta przeżywa swoje kłopoty, bo na świecie panuje kryzys gospodarczy. Ja liczę, że miasto się włączy do sponsorowania klubu piłkarskiego a nie tylko wspierania siatkówki i żużla w Częstochowie.
Sebastian Synoradzki : Dla mnie to napewno było bardzo miłe spokanie. Przede wszystkim jestem zadowolony z tego, że jest nowy Raków i nowy zarząd. Budują nowy klub i można powiedzieć, że uratowali go od katastrofy. Zaczęli budowę silnego Rakowa od przypomnienia kibicom wszystkich tych ludzi, co tutaj dokonali czegoś wielkiego i dołożyli „cegiełkę” do tego aby ten „Wielki Raków” był w tym miejscu dalej.
Przy okazji nie spodziewałem się, że mój ojciec przed śmiercią będzie doceniony i zaproszony do grona tych wszystkich ludzi., bo też swoją „cegiełkę” tutaj dołożył. Brawo dla działaczy Rakowa! Naprawdę łezka mi się w oku zakręciła i inni mogą tylko patrzyć i uczyć się od zarządu Rakowa jak to wszystko powinno się odbywać.
Było dużo sukcesów, jakie pamiętam. Mój tato grał w Finale Pucharu Polski w 1967 roku, ja zdobyłem tytuł Mistrza Polski i awans do pierwszej ligi. Miałem też okazję przeżyć kilka pokoleń piłkarzy, przy których się wychowałem i przy których przeżyłem swoje najlepsze chwile. Dla mnie przygoda z Rakowem to jest całe moje życie. Ten klub mnie wychował i ukształtował i to wszystko w całej moje dalszej pracy zawodowej czy sportowej procentuje. Wszystkiego czego mnie tutaj nauczono staram się „sprzedawać” tam gdzie pracuję w innym miejscu.
Witold Synoradzki (uczestnik Finału Piłkarskiego Pucharu Polski z 1967 roku): Tych moich znajomych jest niestety coraz mniej. Podobno z tamtych czasów zostało nas tylko pięciu. W tamtych czasach, w 1967 roku nikt się z nas nie spodziewał, że zagramy w Finale Piłkarskiego Pucharu Polski.
Pamiętam jeden z takich trudniejszych meczów. Z Garbarnią Kraków na stadionie Victorii Częstochowa w ćwierćfinale. Wszystko zakończyło to się 0:0. I dopiero po rzutach karnych awansowaliśmy do pólfinału. Wtedy uwierzyliśmy w siebie, że możemy dalej powalczyć. W Miedzi Legnica zakończyłem swoją karierę piłkarską.
Bardzo dziękuję za rozmowy.
Rozmawiał: Paweł Tyszkowski.