W tym roku Włókniarz Częstochowa zdecydował się nie kontraktować trenera, a pierwszym zespołem zajmować się miał Jarosław Dymek. Lwy skazywane na pożarcie w tym sezonie, w kilku meczach pokazały pazur, a mecze w Częstochowie rozstrzygały się dopiero w ostatnim biegu, inaczej było jednak w Tarnowie. Teraz przed częstochowskim zespołem baraże najprawdopodobniej ze Startem Gniezno.
Jak pan ocenia występ swoich podopiecznych w Tarnowie?
– Unia była lepsza, a my słabsi w dodatku mieliśmy problemy sprzętowe, a szczególnie Grigorij Łaguta. Kompletnie nie mógł dojść co się dzieje, okazało się, że ma problemy z zapłonem. Za późno się zorientował i było po herbacie. Liczyliśmy, że pójdziemy za ciosem i w ósmym biegu pojechał Daniel (Nermark dop. red) za słabo spisującego się Artioma Łagutę. Wprawdzie nie było pięciu punktów, ale były cztery i dziesięć punktów straty i liczyliśmy, że Karlsson podobnie pojedzie w następnym wyścigu dlatego też szybka rezerwa taktyczna, lecz pięć – jeden w plecy.
Jakie były oczekiwania przed tym spotkaniem?
– Liczyliśmy na fajny wynik, a wyszedł znowu „kibel”. Kiedy straciliśmy nadzieję? Kiedy Unia miała czterdzieści osiem punktów przed biegami nominowanymi już było posprzątane