Żegnaj Maćku!

Zmarł Maciej Kowalik, wieloletni sędzia i przyjaciel częstochowskiej koszykówki. Wspomina go redaktor naczelny naszego portalu Paweł Kowalik.

„Robimy turniej, cztery drużyny, może wpadłbyś z tatą posędziować?” Po jakimś czasie reagowałem już na takie pytania uśmiechem. Już nawet sam nie wiem, co zdarzało się częściej. Chyba tyle samo razy wkręcaliśmy komuś, że jesteśmy rodziną, co tłumaczyliśmy, że to tylko zbieżność nazwisk. Kiedyś Maćka nie chcieli wpuścić na mecz do Samorządówki, bo przecież sędzia Kowalik już przyszedł. – Młody, musisz zmienić nazwisko, bo ja już swoje dłużej noszę i się przyzwyczaiłem, a tak dłużej być nie może – zażartował wtedy z charakterystycznym śmiechem, który zna chyba każdy, kto w Częstochowie i okolicach chociaż raz zagrał w koszykówkę.

Sędziowaliśmy razem bardzo często. Nie jestem w stanie zliczyć ani spotkań, które razem gwizdaliśmy, ani cennych rad, których mi regularnie udzielał. To Maciek jako pierwszy wziął mnie na bok, by wskazać błędy. Przyuczał mnie w trakcie każdej przerwy, przed meczem i po nim. Kilka meczów z „Macią” dało mi więcej niż jakiekolwiek kursy. Podczas jednego z pierwszych meczów, które razem sędziowaliśmy, odgwizdał kroki z drugiego końca boiska, które ja miałem pod nosem. Podbiegł do mnie i sprawdził gwizdek. – Działa, w takim razie sędzia popsuty – powiedział. Po pewnym czasie rozumieliśmy się już bez słów. Najlepiej sędziowało mi się albo z Maćkiem, albo samemu.

O koszykówce mógł rozmawiać bez końca. Przegadaliśmy razem wiele godzin. Właściwie, to ja głównie słuchałem, a Maciek mówił. Wspominał dawne mecze i zawodników. Opowiadał różne historie i anegdotki, a miał dobrą pamięć i smykałkę do opowiadania. Wymienialiśmy się uwagami na temat obecnych graczy częstochowskich drużyn, bo tak naprawdę, to bardziej interesowało go, kto rozgrywa u nas w gimnazjach niż w NBA. Żył tym co miał pod ręką i bardzo często wypytywał szkolnych trenerów o zawodników, w których dostrzegł jakiś potencjał.

Pasjonat, jakich mało. Tę pasję wnosił zawsze na parkiet. Zawsze imponował mi tym, że pomimo przesędziowania pewnie kilku tysięcy spotkań, z przyjemnością wychodził, by sędziować kolejny i kolejny. W szkołach, ligach amatorskich, okręgówce. Zawsze mu się chciało i zawsze był w tym uczciwy. Po jednym z pierwszych wspólnych spotkań powiedział mi, że sędziowania można się nauczyć, uczciwości już nie. Można mu było zarzucać, że już nie biega za akcją, że wzrok nie ten, ale zawsze był uczciwy. Bez wątpienia żył koszykówką i oddał jej spory kawałek swojego życia. Nawet jak zwracał komuś uwagę, to dało się wyczuć, że robi to z troską.

Częstochowska koszykówka straciła wielkiego przyjaciela. Człowieka, który żył nią na co dzień. Maćku, dziękuję Ci za wszystko. Wiem, że z góry będziesz czuwał nad częstochowskim basketem. Spoczywaj w pokoju.

Uroczystości pogrzebowe odbędą się w środę 3 kwietnia o godzinie 11:00 na cmentarzu Kule.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *