Wciąż niepokonani na wiosnę są piłkarze LKS-u Kamienicy Polskiej. Tym razem zespół prowadzony przez Artura Minkinę po wspaniałym widowisku pokonał na wyjeździe Wyzwolenie Chorzów, 4:5. Była to druga wygrana kamieniczan tej wiosny na obcym terenie.
Mecz rozpoczął się od bardzo agresywnej gry gospodarzy. Miejscowi często wychodzili wysokim pressingiem i uniemożliwiali szybką grę w środku pola dość często doprowadzając do strat piłki przez naszych zawodników. Mimo tego, to dla LKSu lepiej rozpoczął się ten mecz. W 8 minucie w pole karne dośrodkował Ariel Wiśniowski, a koszmarne nieporozumienie obrońcy z bramkarzem wykorzystał Dawid Świtała kierując piłkę do pustej bramki. Ten gol nie wytrącił z równowagi naszych rywali.
Konsekwentnie realizowali zamierzone cele i dążyli do szybkiego wyrównania. Już 120 sekund po bramce Świtały mieliśmy wynik 1:1. Kamil Ścisłowski zagrał z głębi pola do Macieja Szramowiata, piłka po drodze otarła się jeszcze o gracza Wyzwolenia, lecz nie zauważył tego sędzia główny, Szramowiat pewny swego złapał futbolówkę w ręce, a arbiter odgwizdał rzut wolny pośredni z 14 metrów od bramki Kamienicy. Tą szansę bezbłędnie wykorzystał Sebastian Kopyciok i po 10 minutach w Chorzowie był remis 1:1.
Z minuty na minutę to gospodarze zaczęli częściej bywać pod naszym polem karnym i niestety skończyło się drugim trafieniem. Piłkę za plecy obrońców posłał zawodnik z Chorzowa, oko w oko ze Szramowiatem stanął napastnik rywali i sprytnym lobem pokonał Maćka wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 2:1. Już minutę później mogło być 2:2, Ścisłowski znakomicie uderzył z rzutu wolnego, ale piłka wylądowała jedynie na poprzeczce bramki Chorzowian.
W 28 minucie zdołaliśmy doprowadzić do remisu. Znów świetnie z rzutu rożnego dośrodkowywał Ścisłowski, a w powietrzu najlepiej zachował się Adam Mesjasz i piłka zatrzepotała w siatce. Im jednak bliżej było przerwy w tym meczu tym na boisku robiło się ciekawiej. Najpierw w 36 minucie fantastycznym uderzeniem z dystansu popisał się Kopyciok i piłka ku zdziwieniu wszystkich wylądowała w naszej bramce obok zaskoczonego Szramowiata.
Nasi zawodnicy jednak nie zamierzali składać broni i po raz kolejny postanowili gonić wynik. Udało się to bardzo szybko. Prawą stroną dobrze zaatakował Kamiński, dograł w lewy sektor pola karnego do Wiśniowskiego, a ten długo się nie namyślając uderzył w stronę bramki i przy niemałej pomocy golkipera gospodarzy mogliśmy cieszyć się z trzeciego gola dla naszego zespołu.
W przerwie spotkania wiedzieliśmy, że czekają nas dwie zmiany. Za Kamińskiego na prawej stronie pomocy zameldował się Dawid Jasiurski, a między słupkami naszej bramki stanął Piotr Mrożek zastępując będącego dziś w gorszej dyspozycji Maćka Szramowiata.
Od początku drugiej połowy to my byliśmy stroną przeważającą, a największe zagrożenie sialiśmy przy rzutach rożnych, gdzie piłka jak magnes lgnęła do Mesjasza, który kilkakrotnie był bliski zdobycia swojego drugiego gola w tym meczu. Ta sztuka mu się jednak nie udała, ale do prawdziwych emocji doszło dopiero w 60 minucie.
Pod bramką Chorzowian zderzyli się ze sobą Kopyciok oraz nasz kapitan Artur Sosenkiewicz. Jak się za chwilę okazało Sosna musiał zejść z boiska z rozciętą głową i karetką udał się do pobliskiego szpitala, a w jego miejsce miał wejść Mateusz Porębiński. Nim jednak to uczynił, to gospodarze przeprowadzili szybką akcję i trafili po raz czwarty do siatki powodując frustrację wśród wszystkich tych, którzy trzymali kciuki za nasz zespół.
Pięć minut później nasze emocje jeszcze bardziej wzrosły, gdy na niesamowity rajd zdecydował się Wiśniowski, najpierw minął trzech rywali, a gdy już znalazł się w polu karnym uderzył wzdłuż bramki i piłka odbijając się jeszcze od słupka wylądowała w siatce. Tak więc po 65 minutach mieliśmy już wynik 4:4, a w powietrzu dało się wyczuć, że to jeszcze nie koniec emocji na dziś. Ostatnie minuty były bardzo nerwowe, na ławce już nikt nie siedział, a emocje udzielały się każdemu.
W 80 minucie nastąpił punkt kulminacyjny tego meczu. Po prawej stronie boiska Bartłomiej Dobosz rozegrał piłkę z Jakubem Ciekotem, ten dośrodkował na 16 metr do Wiśniowskiego, Ariel sprytnie zgrał piłkę głową do Świtały, a ten bez namysłu uderzył z lewej nogi i piąta bramka stała się faktem. Po raz drugi w tym meczu wyszliśmy na prowadzenie i dla naszego zespołu ten mecz już mógł się w tym momencie skończyć.
Na pięć minut przed końcem przed jeszcze jedną szansą mógł stanąć Świtała, ale będąc w sytuacji sam na sam został sfaulowany przez obrońcę Wyzwolenia, który za ten faul zobaczył czerwoną kartkę. Do końca spotkania żadna bramka już nie padła i po szalonym meczu Kamienica zdobyła bardzo cenne trzy punkty, które pozwoliły LKS-owi awansować już na ósmą pozycję w tabeli.
20 kolejka IV ligi grupa I
AKS CEZ Elcho Wyzwolenie Chorzów – LKS Kamienica Polska 4:5 (3:3)
Bramki:
1:0 – Świtała 8′.
1:1 – Kopyciok 10′.
2:1 – Pogoda 20′.
2:2 – Mesjasz 28′.
3:2 – Kopyciok 36′.
3:3 – Wiśniowski 38′.
4:3 – Pogoda 60′.
4:4 – Wiśniowski 65′.
4:5 – Świtała 80′.
Wyzwolenie: Stopyra – Wolek (84. Augustynowicz), Porwik, Serafin, Balzer – Szczygieł (56. Skoczylas), Kopyciok, Romańczyk (71. Krotofil), Przybyszewski – Pogoda, Liksza.
LKS: Szramowiat (46. Mrożek) – Ciekot, Szymczyk, Mesjasz, Sosenkiewicz (60. Porębiński) – Kamiński (46. Jasiurski), Dobosz, Wosiewicz, Ścisłowski, Wiśniowski – Świtała.
Żółte kartki: Kopyciok – Szramowiat, Ścisłowski, Porębiński, Wiśniowski
Czerwona kartki: Balzer (Wyzwolenie)
Sędziował: Szczepańczyk (Bielsko-Biała). Widzów 50.
relacja za: lkskamienicapolska.pl