Niedawno żegnaliśmy naszego kolegę i przyjaciela – Maćka Kowalika. Teraz jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość o śmierci Marka Żelazki. Nikt nie spodziewał się tej tragedii, gdyż Marek nie narzekał i nie leczył się na żadne dolegliwości. Po prostu w poniedziałek, 21 października poczuł się bardzo źle i mimo ofiarnej i szybkiej pomocy medycznej po kilku godzinach zmarł. Jest to dla naszego środowiska koszykarskiego kolejny ogromny cios, gdyż popularny „Złom” miał dopiero 47 lat, a jeszcze w piątek grał w meczu Mustafa z Konopiskami. Trudno wprost uwierzyć w to, co się stało i przejść nad tym do porządku dziennego.
Wszyscy, którzy Marka znali, wiedzą, że był to nieoceniony kolega i przyjaciel, zawsze uśmiechnięty, miły i spokojny. Otwarty na niesienie każdemu potrzebującemu pomocy, wielki przyjaciel koszykówki od wieku szkolnego do końca swojego brutalnie przerwanego żywota. Świetny zawodnik, znakomity strzelec i to w czasach, gdzie Śląsk był prawdziwą potęgą w koszykówce, że wymienię tylko nazwiska Fiedlera, Wójciaka czy Rajkowskiego. Po zakończeniu zawodniczej kariery, Marek wrócił do gry w Mustafie, gdzie dalej cieszył nas swą nietuzinkową grą i wyśmienitymi zagraniami. Młodsi zawodnicy mogli i czerpali garściami z jego bogatego doświadczenia. Nic nie zapowiadało tego dziejącego się błyskawicznie na naszych oczach, dramatu sportowca w średnim wieku.
Prywatnie ciężko jest mi pogodzić się z tą stratą, gdyż traktowałem Marka jak własnego brata. Przeżyliśmy wiele niezapomnianych chwil na boisku i poza nim. Był duszą towarzystwa, gościem z poczuciem humoru, potrafiącym żartować nawet z samego siebie. Nie wiem z kim będę teraz jeździł na żużel, siatkówkę czy też gale boksu zawodowego, na których byliśmy częstymi gośćmi. Jako zespół Mustafa postanowiliśmy ten sezon zagrać właśnie dla Niego. Niech stamtąd, gdzie teraz jest, cieszy Go nasza gra.
Pożegnanie nastąpi w piątek o 16.30 w kaplicy na Cmentarzu Komunalnym, a pogrzeb odbędzie się w sobotę o 14.00 na Cmentarzu Kule. Cześć Jego pamięci.