Za nami wybory prezesa PZPN i chociaż zwycięstwa Michała Listkiewicza nie warto nawet komentować to na uwagę zasługuje inny fakt. Duma delegatów z poziomu polskich trenerów.
Na wyborczym zjeździe Antoni Piechniczek powiedział: „To, czego nie wykona nikt, zrobią trenerzy. Polscy trenerzy!” Najgorsze jest to, że Piechniczek, który w przeciągu 22 lat nie osiągnął żadnego sukcesu mocno w te słowa wierzy. Mnie jednak trudniej uwierzyć w „polską myśl szkoleniową” patrząc na fakty. Z 40 selekcjonerów reprezantacji na mundial zakwalifikowało się pięciu, na Euro żaden. Z ostatnich 10 selekcjonerów, którzy prowadzili kadrę większość nazwisk budzi śmiech. Strejlau, Apostel czy Wójcik to dla mnie synonimy beztalencia. Wszyscy panowie mają się jednak dobrze i zgodnie twierdzą, że są lepsi od fachowców z zagranicy. Najciekawszym selekcjonerem ostatnich dwóch dekad jest jednak Zbigniew Boniek, który chyba dostał to stanowisko po znajomości z prezesem Listkiewiczem, bo na pewno nie za dotychczasowe zasługi trenerskie. Trenerem Boniek nigdy nie był dobrym i wiedziano o tym już dawno. Takie amatorskie załatwianie spraw nie powinno nikogo dziwić. Nasz związek osiągnął poziom działaczy z krajów byłego ZSSR. Nie można się więc dziwić, że w starciu dwóch czołowych drużyn z Polski i Gruzji po zaciętej walce lepsi byli gracze z Tbilisi. Rodzima „myśl szkoleniowa” mimo, że stoi na bardzo niskim poziomie jest jednak strasznie zaraźliwa. Najlepszym przykładem jest Henryk Kasperczak, który przyjechał wyuczony trenerki z Francji i trenując Wisłę wygrywał z Schalke i Parmą. Dziś uważany jest za jednego z najlepszych przedstawicieli polskiego fachu trenerskiego i od razu widać efekty. Im silniejszy miała Wisła skład, tym słabszy rywal wystarczał do wyeliminowania jej z europejskich pucharów. Trzeba przyznać jednak, że regularnie wywalcza mistrzostwo Polski, ale to bardziej zasługa pieniędzy Bogusława Cupiała niż umiejętności Kasperczaka.
W nowej kadencji Michał Listkiewicz musi się zastanowić czy w szkoleniu treneró nie należy czegoś zmienić, tak aby polska myśl szkoleniowa zaczęła przynosić efekty. Trudno się bowiem dziwić, że spod rąk naszych szkoleniowców wyrastają później dziesiątki rzemieślników pokroju Jacka Berensztajna skoro prezes woli zabrać delegatów na wyjazd do Austrii niż wydać te pieniądze na rozwój szkolenia trenerów.
Słabi trenerzy nie są tylko problemem środowiska piłkarskiego. Selekcjonerzy, którzy od roku 1990 prowadzili kadry siatkarzy i koszykarzy również nie powinni mieć powodów do dumy ze swojej pracy. Sukcesami za to mogą pochwalić się trenerzy żeńskich reprezentacji w tych dyscyplinach, jednak wynikają one raczej z przypadku, bo patrząc dziś na te same koszykarki i siatkarki mozna zwątpić w trenerów.