Po niezbyt emocjonującym, ale widowiskowym meczu TYTAN dość pewnie pokonał 92-74 Pyrę Poznań i tym samym zakończył rozgrywki w roku 2004. Mimo to nasi gracze nie zachwycili.
Poznaniacy przyjechali bez wysokiego Wojciecha Ziółkowskiego, który wciąż leczy kontuzję. Mimo to wiadomo było, że nie można gości lekceważyć, bo już raz udowodnili Częstochowianom, że potrafią grać na prawdę dobrze. W trakcie rozgrzewki największą ciekawość wśród częstochowskich kibiców wzbudzili mierzący zaledwie 173 cm wzrostu Paweł Dudziński oraz rozgrzewający się w koszulce z nadrukiem „Grałem u Tadzia” Maciej Grabiński. „Tadzio” najwidoczniej nie pomógł, bo Grabiński zaliczył 4 faule, nie zdobywając żadnego punktu.
TYTAN rozpoczął mecz w składzie Migała, Milewski, Saran, Surówka i Szynkiel. Ta piątka przez długi czas nawiązywała zaciętą walkę z rywalami. Niewidoczny zupełnie był Szynkiel, Migała też nie prezentował się najlepiej. Z drugiej zaś strony bardzo dobrze spisywał się kapitan zespołu Piotr Janowicz wspomagany przez Macieja Raczyńskiego i Karola Nowickiego. Ze strony Częstochowian dość dobrze zagrali Surówka i Milewski, a w ostatnich minutach świetnie zagrał Saran. Na 3 minuty przed końcem I kwarty ISKRA prowadziła zaledwie 19:18. Dzięki dobrej grze „Sariego”, który poderwał kolegów do lepszej gry, tą część meczu udało się wygrać 29:22.
Druga kwarta to już tradycyjna w TYTAN-ie zmiana składu, która jednak nie wyszła nam najlepiej. Nogalski był równie niewidoczny co zmieniony przez niego „Szyna”. Słaba gra w ataku sprawiła, że najskuteczniejszym graczem tej części był Przemek Migała, który zdobył… 4 punkty. W ekipie z Poznania nie ustępował natomiast Janowicz, którego zaczął wspierać także Krystian Skonieczny. Ciekawy i wart odnotowania jest fakt, że rywale przez 10 minut, ani razu nie sfaulowali graczy TYTAN-a. Nie wynikało to jednak z czystej gry Poznaniaków, ale z fenomenalnych decyzji sędziowskich. Poziom arbitrów w I lidze obniża się drastycznie i sędziowie coraz częściej występują w głównych rolach. Poznaniacy stopniowo odrabiali straty, aż w końcu doprowadzili do remisu 41:41 na minutę przed końcem. Przez ostatnie 60 sekund celny był już tylko jeden rzut. Za trzy trafił ustalając wynik do przerwy Raczyński.
Kolejną tradycją w meczach TYTAN-a jest zupełnie inna gra po przerwie. Tym razem była to gra znacznie lepsza. Świetnie spisywał się Miękus, który walczył o każdą piłkę w ataku i obronie. Z czasem trafiać zaczął „Nogal”, dobrze rozgrywał Trepka, a „Sari” zabawiał publiczność efektownymi akcjami. Ta czwórka plus świetnie broniący Milewski, to chyba najbardziej lubiani gracze przez częstochowskich kibiców. Dobre 10 minut, w których goście nie mieli nic do powiedzenia zdecydowanie ustawiło grę. TYTAN wygrał 26:10 i prowadził 67:54.
W ostatniej odsłonie rywale starali się odrobić straty jednak TYTAN-i im na to nie pozwolili. Mięki nie zwalniał tempa i zdobywał kolejne punkty, Milewski, który jak do tej pory pokazał się tylko w obronie wreszcie zaczął grać skutecznie w ataku. Arkadiusz Urbańczyk postanowił ponownie delegować na parkiet Surówkę i Szynkiela i grający asystent trenera celną trójką zdobył swoje jedyne punkty w tym meczu. W IV kwarcie TYTAN potwierdził swoją wyższość i powiększył jeszcze przewagę o 5 punktów.
TYTAN Częstochowa – MKK Pyra Poznań 92:74 (29:22; 12:22; 26:10; 25:20)
Punkty dla TYTAN-a:
Saran 23 (1×3), Milewski 15, Surówka 10, Migała 6, Szynkiel 3(1) – Miękus 17(1), Nogalski 10(2), Trepka 6, Sośniak 2.
Punkty dla Pyry:
Janowicz 25(2), Nowicki 13, Raczyński 12(2), Skonieczny 9, Szymański 5(1) – Przygocki 4, Semmler 4, Gołdziński 2, Dudziński 0, Grabiński 0.
Michał Saran po meczu:
W drugiej kwarcie słabiej graliśmy w obronie, nie radziliśmy sobie z pick’n’rollem. Świetnie spisywał się Janowicz, który w pierwszej połowie rzucił nam aż 18 punktów i się praktycznie nie mylił. W przerwie powiedzieliśmy sobie w szatni co mamy zrobić, żeby było lepiej i w drugiej połowie zrealizowaliśmy to co chcieliśmy.
Nie ma co zganiać na sędziów, bo zawsze ktoś jest niezadowolony, ale mylili się dziś w obie strony i nie robili tego na pewno specjalnie. Cieszy wygrana przed świętami i możemy ruszać w nowy rok.
Pan Arkadiusz Urbańczyk najwidoczniej nie miał nic ciekawego do powiedzenia, bo krótkim „nie” odmówił mi pomeczowej wypowiedzi.