W związku ze zbliżającym się Piłkarskim Turniejem Gwiazdkowym: Złoty Potok Cup 2008 publikujemy cztery krótkie, ale jakże interesujące wywiady z ludźmi, związanymi z pierwszoligowym wówczas Rakowem Częstochowa.
Naszej redakcji udało się porozmawiać z Robertem Załęskim, Andrzejem Wróblewskim, Piotrem Bańskim oraz trenerem i zarazem głównym architektem awansu Rakowa Częstochowa w sezonie 1994/1995 do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, Zbigniewem Doboszem. W rozmowach z nimi samymi postanowiliśmy jeszcze raz wrócić do tamtych czasów i troszkę powspominać awans Rakowa do pierwszej ligi oraz zapytać naszych rozmówców czy uważają, że Raków jeszcze kiedyś wystąpi w ekstraklasie.
Robert Załęski: Na pewno pamiętam awans Rakowa do pierwszej ligi, tego nie da się zapomnieć bo to coś wyjątkowego dla każdego zawodnika. Większość z nas nie do końca jeszcze wierzyła w to co się stało. Wtedy wygraliśmy tą drugą ligę, udało nam się zostawić w pokonanym polu drużyny, które miały bogatszą historię od nas. Na pewno sam awans był wydarzeniem jak na tamte czasy dużego wymiaru. Mnie nikt nie namawiał do gry w Rakowie, tutaj się wychowałem, tutaj chodziłem do szkół, tutaj stawiałem swoje pierwsze kroki. Teraz jest troszeczkę inaczej, sama młodzież nie garnie się tak chętnie i masowo do gry w piłkę nożną. Na tamte czasy występ w Rakowie to było coś o czym każdy chłopak marzył i Ja grałem tutaj od samego początku. W Rakowie strzeliłem jedną bramkę w pierwszej lidze no i tym samym ona mi utkwiła w pamięci. Bramka strzelona w wyjazdowym meczu z Wisłą Kraków, wygraliśmy wtedy 3:0 i było to bardzo przekonywujące zwycięstwo. Można powiedzieć, że było to mój jeden z najlepszych meczy bo nie dość, ze strzeliłem bramkę to jeszcze dwie kolegom wypracowałem. Myślę, że Raków może jeszcze zagrać w tej najwyższej klasie rozgrywkowej, ale będzie to dużo trudniej osiągnąć niż nam wtedy w 1994 roku. Czasy się troszeczkę zmieniły i w piłce rządzą się troszeczkę inne prawa. Dużo wysiłku teraz przed zawodnikami i na pewno przed samymi działaczami. Muszę wierzyć w ten awans bo wróciłem do Rakowa jako działacz piłkarski i dla nas nie ma rzeczy niemożliwych tylko na niektóre z nich trzeba troszeczkę poczekać.
Andrzej Wróblewski: Tak bardzo dokładnie pamiętam sam awans do pierwszej ligi, chociaż takie fakty typu wyniki już nie pamiętam. Końcówkę mieliśmy dobrą i to było dla nas bardzo fajne. Wysoko wygrywaliśmy, cała euforia, wszyscy się bardzo cieszyli i po wielu latach w końcu awans. Dla nas wszystkie mecze były ważne. Raków z początku miał sezon bardzo trudny, gdzie walczyliśmy o utrzymanie, także było tych meczy sporo ale szczególnego nie mam. Każdy by z nas sobie tego życzył, aby Raków znów zagrał w tej najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Ja szczególnie bym był za tym, aby Raków jak najszybciej awansował. Porównując tamte czasy z 1994 roku i obecne czasy, futbol zmienił się na korzyść. Gra się bardzo nowocześnie i szybko, my graliśmy jeszcze systemem z trójką obrońców i z ostatnim stoperem. Teraz już praktycznie się tego nie stosuje, świat i piłka idzie do przodu. Jest dużo szybciej i w dużej mierze decyduje taktyka.
Piotr Bański: Tak pamiętam sam awans do pierwszej ligi, byłem wtedy młodym zawodnikiem wraz z Grześkiem Skwarą, wchodziliśmy do zespołu i w niektórych meczach graliśmy. Pamiętam, że strzeliłem w tym sezonie co awansowaliśmy dziesięć bramek. Utkwiły mi szczególnie gole strzelone na wyjeździe w meczu z Bałtykiem Gdynia. Futbol z tamtych czasów zmienił się bardzo. Gra jest o wiele szybsza, akcje są miej rozgrywane z tyłu. Gra się częściej z pierwszej piłki, mniej jest prowadzenia, przeciwnicy starają się szybciej odebrać piłkę i jest dosyć zwężone pole gry. Oczywiście, że Raków ma szansę zagrać w tej najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Wszystko jest robione ku temu aby Raków grał tam, ale na razie trzeba się skoncentrować i powoli szczeblami awansu iść do góry.
Zbigniew Dobosz: Były to dla mnie jako trenera niezapomniane chwile, a jednocześnie spełnienie tego wszystkiego co trener z ambicjami ma na celu, czyli awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, jaką w tamtych czasach była pierwsza liga. Pamiętam to w taki sposób, że cel nie był wytyczony, ani przez ówczesne władze klubu ani przez nikogo innego. To wyniknęło w trakcie drugiej fazy rozgrywek, kiedy po bardzo dobrej rundzie jesiennej Raków plasował się w czołówce tabeli i gdzieś tak w połowie drugiej rundy (wiosennej) zarysowała się szansa na awans. Raków zajmował wtedy drugie-trzecie miejscu, liderem całej stawki ówczesnej drugiej ligi, był zespół Olimpii Poznań. Na finiszu Raków wyprzedził Olimpię i awansował z pierwszego miejsca w tabeli. Każdy mecz pamiętam. Różnie się te pojedynki układały, niektóre były bardzo dramatyczne, inne mniej. Im bliżej końca było łatwiej i Raków awans przypieczętował spotkaniem z Arką Gdynia. W taki sposób zapamiętałem ten czas. Meczem z tamtego okresu, który szczególnie utkwił mi w pamięci, było spotkanie z Miedzią Legnica na wyjeździe, gdzie wiele od niego zależało. Pamiętam, że Raków na początku stracił bramkę i uparcie dążył do wyrównania. Dzięki siłą woli piłkarzy i manewrach taktycznych, przesunięciem niektórych zawodników z tyłu do przodu, w końcówce udało się po akcji Witka Gwiździela i uderzeniu Sławka Palacza zdobyć wyrównującego gola. Było to o tyle ważne, że wtedy istniała inna punktacja, jak obowiązuje obecnie. Ten remis dał nam jeden punkt i utrzymanie się w górnej części tabeli. Całą dramaturgię i walkę zawodników pamiętam do dziś. Futbol od tamtego czasu zmienił się bardzo. Są zupełnie inne proporcje. Piłkarze grali albo dla przyjemności, nie było jeszcze takiej komercjalizacji. Zaangażowanie płynęło w meczach z zupełnie innego źródła, czyli ukochania futbolu, a nie tylko dla pieniędzy, jak to w tej chwili można obserwować w klubach nawet tych najniższych klas rozgrywkowych. Łatwiej się pracowało, nie było takiego zróżnicowania, zawodnicy nie byli podzieleni. Drużyny były zbliżone do siebie, zarówno biorąc pod uwagę kryterium finansowe zawodników jak i umiejętności. Teraz tworzy się dobre drużyny kupując te poszczególne elementy składowe, wtedy się to wszystko wywalczało. Życie trenera klubowego nauczyło mnie pokory wobec futbolu i tego że nie da się nic zaplanować od „A do Z”. Również nie dawano nam wtedy szans na awans z czwartej do trzeciej ligi i ten awans się dokonał. W chwili obecnej sytuacja w Rakowie, w klubie z tradycjami, gdzie wszystko jest nastawione na dominującą pozycję Rakowa zarówno w ligach niższych jak i wyższych, świadczy o tym że awans Rakowa jest możliwy. I zapewne tak będzie, jedyny znak zapytania to kiedy. To nie zależy już wyłącznie tylko od zawodników. Na awans pracuje cały klub: trenerzy, piłkarze, działacze, a nawet pracownicy administracyjni i kibice. Przy czym niektórzy twierdzą, że ważniejsi są piłkarze, inni że trener a jeszcze inni, że kibice. Ale jeżeli to wszystko zacznie ze sobą współgrać i idzie w jednym kierunku, to wtedy można powiedzieć, że awans jest pewny. I tu należy się zastanowić, czy wszystkie wymienione elementy w obecnej sytuacji Rakowa współdziałają ze sobą i popychają ten klub w tym samym kierunku.
Rozmawiał: Pindor Przemysław.