Dziś poniedziałek historyczny dla polskiej koszykówki, a miejmy nadzieję, że za kilka godzin powiemy także, że szczęśliwy. Przede wszystkim dzisiejszy poniedziałek jest jednym z niewielu, które trzeba lubić.
Zawsze zazdrościłem tym, którzy pamiętają EuroBasket 1963. Od dziś już nie muszę, bo doczekałem się „własnego” EuroBasketu, którego za 20 lat będzie mógł mi pozazdrościć ktoś młodszy. Zapewne wciąż zazdrościć będę tym, którzy mieli okazję oglądać Polaków walczących w finale, ale i tak cieszę się ogromnie, że to właśnie Polska gościć będzie tuzy europejskiej koszykówki.
Przed chwilą pierwsza piłka poleciała w górę. W nie byle jakim meczu Rosja – Łotwa. Później Polacy, na koniec dnia Litwini. I taka uczta trwać będzie jeszcze przez 14 dni. Dla polskiej koszykówki to ogromna szansa, żeby zdobyć serca fanów i sponsorów, żeby koszykówka wróciła na należne jej miejsce w naszej sportowej hierarchi.
Siedem miast, 16 zespołów, tysiące kibiców. Przez najbliższe tygodnie koszykówka będzie królować w polskim sporcie i to trzeba wykorzystać. By nigdy więcej po meczach reprezentacji koszykarze nie stali w kolejce do pralni, by mieć w czym grać. Polska koszykówka długo stała na pustym peronie. Teraz wsiadła do międzynarodowego pociągu najwyższej klasy i musi się w nim utrzymać, by po czasie przenieść się do pierwszej klasy. Lepszej okazji długo nie będzie.
Tu i ówdzie w internecie bardziej uznani i doświadczeni koledzy po piórze (właściwie to po klawiaturze) bawią się w przewidywanie tego jak przebiegnie EuroBasket. Żmudne rozpisywanie meczów zrobiłem na kartce i wyszła mi końcowa kolejność:
1. Hiszpania
2. Chorwacja
3. Francja
4. Słowenia
5. Grecja
6. Polska
7. Litwa
8. Łotwa
Generalny przerost optymizmu w narodzie sprawia, że Polacy zawsze jak gdzieś jadą to po medal. W przypadku siatkarzy i szczypiornistów takie myślenie jest uzasadnione, ale w przypadku piłkarzy już absurdalne. Koszykarzom do czołówki jest bliżej niż kopaczom, ale do tych największych kozaków nam wciąż sporo brakuje. Szóste miejsce jest premiowane awansem do mistrzostw świata 2010. Najpierw zacznijmy regularnie jeździć na duże imprezy, to z czasem zaczniemy myśleć o medalach.