Od ponad roku Włókniarz Częstochowa stał się obiektem dyskusji sympatyków sportu żużlowego w całej Polsce. Najgłośniej mówi się o kłopotach finansowych klubu. Prezes „Lwów” przyznaje, iż zadłużenie jest, ale zdecydowanie wyklucza zagrożenie bankructwem.
Zdaniem prezesa Włókniarza Częstochowa trudna sytuacja finansowa jest efektem czynników zewnętrznych. W głównej mierze problemem jest kryzys gospodarczy, który dotknął także kibiców, a to z kolei odbiło się na frekwencji. Pożądanego skutku nie dały także zabiegi marketingowe, mające na celu ściągnąć na „Arenę Częstochowa” tłumy.
– Klub ucierpiał również od strony finansowej, która jest przedmiotem ostrych dyskusji. Pierwszy mecz w tym sezonie odjechaliśmy dopiero 25 kwietnia, proszę mi powiedzieć kiedy w historii klubu tak było… Długa zima oraz późniejsza żałoba narodowa spowodowały kompletne zamieszanie w terminarzu. Doszło do tego, że pod koniec czerwca i na początku lipca mieliśmy nawał spotkań na własnym torze. Mimo dużej akcji promocyjnej na niespodziewaną skalę frekwencja nie dopisała. Mieliśmy tyle nagród od sponsorów, a nie rozdaliśmy wszystkich, np. dlatego, że za mało kobiet przyszło na mecz. To oznacza, że krys mocno dotknął również częstochowskich kibiców. Właśnie to spowodowało największy problem jeśli chodzi o wpływy finansowe klubu. Spadek wpływów jest nieprawdopodobny, ponieważ tegoroczna suma to 42% zeszłorocznej. Jedynie większa pomoc dotarła do nas z Urzędu Miasta, w tym roku 450 tys., a w zeszłym 350 tys. – wyjaśnia Marian Maślanka.
Jak wygląda sprawa zadłużenia Włókniarza, o którym mówi się jak o tonącym statku? – Krążą legendy o zadłużeniu klubu. Odpowiednie kroki zostały podjęte, każdy z zawodników przed tymi dwoma meczami otrzymał pierwsze środki na stuprocentowe przygotowanie sprzętu. Operuje się kwotą 2-3 miliony, jest ona nieprawdziwa. Zadłużenie wynosi około 900 tysięcy, mowa o wszystkich zaległościach, w tym wobec zawodników, a jeszcze nie otrzymaliśmy pieniędzy od miasta i dwóch sponsorów, z którymi prowadzimy rozmowy – dodaje prezes.
W lokalnych mediach pojawiły się informacje mówiące, iż część zawodników ma zamiar zbojkotować mecze o utrzymanie w CenterNet Mobile Speedway Ekstralidze. Miało być to efektem zaległości finansowych. Zdaniem Mariana Maślanki informacje te nie mają potwierdzenia w rzeczywistości, a nieuregulowane zobowiązania to nie tylko bolączka „Lwów” – Krok po kroku idziemy w kierunku zmniejszenia długów, aby w razie utrzymania w Ekstralidze otrzymać licencję na starty w niej. Trwały spekulacje na temat tego, że zawodnicy szantażują klub, mają nie jechać w najważniejszych meczach. Nigdy nic takiego nie miało miejsca, żaden zawodnik nie szantażował absencją w razie zaległości. To nie jest tak, że Częstochowa jest jakąś wyspą oderwaną od reszty. Owszem, mieliśmy najmniejszy budżet, ale nawet te najbogatsze kluby mają zadłużenia i to o wiele większe niż u nas. To, co u nas jest całością w innych miejscach jest zaległością wobec jednego zawodnika! Za dużo wokół klubu jest złych opinii i złych intencji, to trzeba oczyścić. Po tym zamieszaniu w Częstochowie pieniędzy musimy szukać w Warszawie, Katowicach czy Łodzi. Zrobiono zbyt wiele szkody mnie i klubowi, by tutaj szukać środków na żużel.
Gdy kończą się zwycięstwa, to zaczyna szukać się winnych porażek. Kozłem ofiarnym opinii publicznej został prezes Włókniarza, który jak mało kto ma na sercu dobro klubu. Nic więc dziwnego w tym, że jego rozgoryczenie całą tą sytuacją jest coraz większe. Jego zdaniem taka atmosfera nie sprzyja utrzymaniu częstochowskiego żużla na najwyższym poziomie, a sam zrobi wszystko, by ukrócić nagonkę na swoją osobę – W tym roku nie ma wpływów od sponsora tytularnego, rozmowy z wieloma firmami zakończyły się niepowodzeniem. Stąd sytuacja klubu przed tymi najważniejszymi meczami o utrzymanie jest naprawdę dramatyczna. Trzeba podjąć energiczne działania, jednak to nie jest łatwe, gdyż utworzyła się grupa, która skutecznie to utrudnia. Ponad miesiąc trwa potężna kampania przeciwko mojej osobie, pełna oszczerstw. Tak być nie może, dlatego moi prawnicy zbierają te wszystkie oficjalne i nieoficjalne materiały. Ja wiem ile dlatego klubu zrobiłem, wielu ludzi też ma tego świadomość. Nagle okazuje się, że jestem zły, kradnę i niewiadomo co jeszcze robię z tym klubem. Jasno i otwarcie mówię, że to przekracza już wszelkie granice przyzwoitości. Gdy wróciłem z krótkiego urlopu i zobaczyłem, że jest jakaś cholerna nagonka na moją osobę poszedłem do tych, na których zawsze mogłem liczyć, czyli do Urzędu Miasta. Spotkałem się z prezydentem Kurpiosem, który wie, że potrzebna jest pomoc i żużel jest ważny dla tego miasta. Ja jako prezes muszę zadbać o to, aby z tej kryzysowej sytuacji znaleźć wyjście. Na posiedzeniu Rady Miasta komisja sportu zadecydowała o doraźnej pomocy finansowej dla klubu – oświadczył Maślanka.